PODRÓŻ PRZEZ WULKANICZNE WZGÓRZA I LODOWE PRZESTWORZA
cz. II
I S L A N D I A
overthehorizon
19/07/2025
To rozległe tereny, gdzie cisza i spokój dominują nad wszystkim, a pustka, choć potrafi przytłoczyć, staje się lustrem dla naszej duszy. To właśnie tu- w tych dzikich, niemal nietkniętych przestrzeniach, gdzie kończy się świat ludzi, a zaczyna świat natury, odnajdujemy coś bezcennego - SIEBIE.
To, czego nie słyszymy w codziennym hałasie. Nasze głęboko ukryte emocje, pragnienia, tęsknoty. To, czym chcemy karmić naszą duszę, lecz często się boimy… albo wstydzimy. To tutaj budzi się nasza wrażliwość na piękno i swego rodzaju potrzeba na bycie tu i teraz. Potrzeba doświadczania życia wszystkimi zmysłami.
Dziś zapraszam Cię w kolejną niezwykłą podróż - podróż zachwytu, smakowania świata, dotykania jego esencji. Wracamy do magicznej Islandii, by odkrywać jej zapierające dech w piersi miejsca i chwile, które zostają w sercu na zawsze. Zapraszam Cię na II część moich magicznych opowieści o Islandii.
Daj sobie chwilę relaksu, oddechu od tej codziennej gonitwy i doświadcz piękna życia razem ze mną.
Planem na najbliższe dwa dni, była południowa, południowo-wschodnia i wschodnia część Islandii. Do pokonania mieliśmy blisko 800km, jednak każdy kilometr islandzkich dróg zachwycał swoim pięknem.
Poza mnogością atrakcji i miejsc typowo turystycznych, południowo-wschodnia Islandia to rejon ogromnych kontrastów. Czarny wulkaniczny piasek miesza się tu z błękitnymi wodami Atlantyku, a strome zbocza gór wpadają w doliny skrywające legendy - jak ta o wiosce Wikingów, gdzie czas zdaje się zatrzymać. Największą natomiast część tego regionu zajmuje potężny lodowiec Vatnajökull - jeden z największych w Europie, oraz jego polodowcowe formacje, które nadają krajobrazowi niemal księżycowego charakteru.
AMBROSE REDMOON
Wioska Wikingów - jak żywa opowieść z innej epoki.
Czasy Wikingów to okres wielkich podróży, odwagi, legend i nieokiełznanej siły natury.
W okresie od VIII do XI wieku nordyccy wojownicy przemierzali morza i oceany, pozostawiając po sobie ślady w historii Europy - od Islandii, przez Wyspy Brytyjskie, aż po wybrzeża Grenlandii. Ich życie toczyło się w rytmie natury, w surowych warunkach, gdzie wiara, tradycja i siła rodu były podstawą istnienia.
Na Islandii ślady ich obecności są wciąż żywe - nie tylko w sagach, ale też w krajobrazie. I właśnie w takim miejscu, u stóp majestatycznego Vestrahorn - odtworzono małą osadę, która pozwala przenieść się w czasie i choć na chwilę poczuć ducha ery Wikingów. Tuż obok surrealistycznej plaży Stokksnes znajduje się miejsce, które wygląda jak żywcem wyjęte z nordyckiej legendy - Wioska Wikingów.
Drewniane domki pokryte mchem, ogromne kości porozrzucane wśród trawy, replika statku Wikingów zacumowana przy brzegu, a wokół - konie pasące się spokojnie w blasku zachodzącego słońca. Wszystko to otoczone przez surowe, niemal wrogie zbocza góry Vestrahorn, która góruje nad całą scenerią jak milczący strażnik historii.
Cała ta miniaturowa cywilizacja Wikingów została umieszczona na niewielkim skrawku zieleni, ale oddaje klimat epoki z zadziwiającą dokładnością. To nie tylko atrakcja turystyczna, to doświadczenie, które porusza wyobraźnię i budzi ducha przygody. Opowieści głoszą, że jednym z pierwszych osadników regionu Vestrahorn był legendarny wiking Hrolllaugur Rögnvaldsson.
Otoczona tym mistycznym krajobrazem, czułam się, jakbym dotykała czegoś pierwotnego - dzikiego, bardzo starego i duchowo osadzonego w historii nordyckiej kultury.
Ciekawostka: Osada została zbudowana w 2010 roku na potrzeby produkcji studia Universal Studios, do której ostatecznie nie doszło. Jednak los chciał inaczej - miejsce to pojawiło się w trzecim sezonie serialu Wiedźmin, produkcji Netflixa.
Sceny kręcone w tej wiosce można zobaczyć tutaj:
Najbardziej fotogeniczny cypel Islandii.
To jedno z tych miejsc, które wydają się być stworzone z myślą o fotografii - dzikie, dramatyczne i pełne kontrastów.
Aby dotrzeć do Stokksnes, należy zjechać z głównej drogi A1 i podążać szutrową trasą wijącą się wzdłuż monumentalnych szczytów góry Vestrahorn. Już sama droga tam potrafi przyprawić o dreszcze. Strome zbocza, zmienna pogoda i surowy krajobraz zapowiadały, że będzie to niezapomniane doświadczenie. Miejsce nie należy do najłatwiej dostępnych, co tylko dodaje mu uroku. Nie znajdziemy tu tłumu turystów, hałasu czy kolejek do zdjęć. Jest za to cisza, potęga natury i przestrzeń, która ogarnia całą sobą.
To prawdziwy raj dla fotografów. Zdaniem wielu Stokksnes to najlepsze miejsce fotograficzne na całej Islandii. Surowe klify odbijające się w spokojnej tafli wody, czarna plaża kontrastująca z jaskrawą roślinnością wyrastającą spod piasku i bezkres Oceanu tuż obok… A gdy do tego wszystkiego dołącza złote światło zachodzącego słońca, krajobraz zamienia się w malarską scenę. Absolutny majstersztyk natury!
Plaża Stokksnes bez wątpienia należy do najbardziej malowniczych na wyspie. I trudno się temu dziwić - wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Napływająca woda z Oceanu tworzy na piasku lustrzane odbicie gór Vestrahorn, jakby cały świat został odwrócony do góry nogami. Natura po raz kolejny stworzyła coś, co wydaje się wręcz nierealne. Miejsce, w które trudno uwierzyć, dopóki nie stanie się tam osobiście.
Podziwiając ten wręcz nierzeczywisty krajobraz, kolejny raz doświadczam czegoś spektakularnego. Czegoś tak odległego, że aż trudno to objąć wyobraźnią. Tutaj piękno miesza się z historią. Góra Vestrahorn to jedna z nielicznych w Islandii zbudowanych z gabra - skały, która stanowi główny składnik dolnej warstwy dna oceanicznego. Już samo to zapiera dech.
Ale jest coś jeszcze bardziej poruszającego… To właśnie w tym miejscu badacze odnaleźli najstarsze ślady ludzkiej obecności na Islandii. Jest coś niezwykle wzruszającego w świadomości, że spaceruję u podnóża góry, która liczy sobie około 10 milionów lat. Każdy krok po tej ziemi jest jak dotyk przeszłości - żywej, prawdziwej, niemal duchowej.
Bajeczna przełęcz górska nad wodami Atlantyku.
Malownicza i dzika przełęcz Almannaskarð położona jest nad wodami Oceanu Atlantyckiego, w jednym z najbardziej surowych i spektakularnych zakątków południowo - wschodniej Islandii.
Słynie ze stromych klifów, panoramicznych widoków na skaliste pasma górskie oraz wszechobecnego błękitu oceanu, który zdaje się tu nie mieć końca. To miejsce, gdzie natura pokazuje swoje pierwotne oblicze - surowe, nieokiełznane i absolutnie zachwycające.
Przemierzając te tereny natrafiamy na fascynujące formacje skalne - świadectwo dawnych erupcji wulkanicznych, które przez tysiąclecia kształtowały ten krajobraz. Każdy krok to spotkanie z historią Ziemi zapisaną w warstwach lawy i popiołu.
Kręta, górska droga prowadząca przez przełęcz sprawia wrażenie, jakby czas dawno o niej zapomniał. Cisza przerywana jedynie szumem wiatru pozwala zanurzyć się w surowej esencji tego miejsca.
Wielkość i potęga skalnych ścian robią ogromne wrażenie - monumentalne formacje wyrastają tu nagle, jakby stworzone ręką olbrzymów. Strome zbocza, momentami tak geometryczne, jakby ktoś wyrysował je od linijki, budzą lekki niepokój... Jakby miały się zaraz osunąć, przypominając o sile natury, która nie zna kompromisów.
To krajobraz pełen kontrastów - dziki, lecz piękny.
Wulkaniczna czarna plaża ikoną Islandii.
Diamond Beach to jedno z tych miejsc, o których trudno zapomnieć.
Ikoniczna już wśród podróżników z całego świata zachwyca surowym kontrastem i niepowtarzalnym pięknem natury. Plaża słynie z czarnego piasku i błyszczących brył lodu - pozostałości po dryfujących górach lodowych z Jökulsárlón. W promieniach słońca wyglądają jak rozsypane diamenty - stąd właśnie wzięła się nazwa tego magicznego miejsca.
Pamiętam jak dziś, gdy stanęłam pośrodku połaci czarnego jak smoła, wulkanicznego piasku, a moim oczom ukazały się mniejsze i większe, krystalicznie przejrzyste góry lodowe. Niektóre porozrzucane były wzdłuż całej linii brzegowej, inne płynnie wpadały w ramiona arktycznych wód Oceanu Atlantyckiego. Kawałki tych stworzonych przez naturę "diamentów" urzekały swoją czystością i spokojem. Miało się ochotę zatrzymać przy każdym z nich - zajrzeć w ich wnętrze, jakby skrywały w sobie tajemnice północnego świata.
A chłodna bryza oceanu... nie tylko muskała skórę - ona orzeźwiała moją duszę. W tym miejscu wszystko cichnie. Nawet myśli.
Niestety, podobnie jak omawiane wcześniej laguny, także Diamond Beach stoi w obliczu nieuchronnych zmian. W ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat może całkowicie zaniknąć pokrywa lodowa, która dziś nadaje temu miejscu jego bajkowy charakter.
Jeśli obecne tempo topnienia lodowców się utrzyma, istnieje realne ryzyko, że już za kilka dekad w żadnym z tych miejsc - nie zobaczymy już ani jednej bryły lodu.
Najsłynniejsza laguna lodowcowa Islandii.
Jadąc dalej, wzdłuż potężnego lodowca Vatnajökull, docieramy do kolejnej, tym razem bardziej znanej laguny - Jökulsárlón. To najbardziej turystyczna z islandzkich lagun, ale nie bez powodu - widok, jaki się tu rozpościera, kolejny raz zapiera dech w piersiach. Widok na Vatnajökull łączy się z niebieskimi wodami laguny, a zerkając za most znajdujący się nad drogą A1, widzimy jak wody lodowca wpływają bezpośrednio do Oceanu Atlantyckiego, oraz słynną czarną wulkaniczną plażę Diamond Beach.
Jökulsárlón to jezioro, które powstało naturalnie ze stopionej wody lodowcowej. Jego maksymalna głębokośc to 284 metry co czyni je najgłębszym jeziorem Islandii. To, co najbardziej zachwyca, to ogromne, dryfujące góry lodowe - lodowe rzeźby natury, których lód liczy sobie ponad 1000 lat. Każda z nich jest jak kawałek żywej historii, unoszącej się w milczeniu po spokojnej tafli wody. Jökulsárlón to miejsce, które zatrzymuje czas. Gdzie szum topniejącego lodu miesza się z ciszą, a chłód lodowców oczyszcza myśli.
Choć laguna Jökulsárlón zachwyca swoim lodowym krajobrazem i wydaje się być niczym z innego świata, musimy pamiętać, że to miejsce… tymczasowe.
Dlaczego? Laguna Jökulsárlón zaczęła się formować dopiero około 1935 roku wskutek gwałtownie rosnących temperatur. Jęzor Breiðamerkurjökull odchodzący od lodowca Vatnajökull topniał w szybkim tempie powodując wypełnianie się laguny wodami lodowca.
Niestety, podobnie jak w przypadku laguny Fjallsárlón, również tutaj - w Jökulsárlón, widzimy gołym okiem, jak globalne ocieplenie wpływa na lodowce. To, co zachwyca nas swoim pięknem, jest jednocześnie sygnałem alarmowym. W 1975 roku laguna miała mniej niż połowę swojej obecnej powierzchni. Dziś rośnie w zastraszającym tempie - każdego roku powiększa się o około 18 km². To, co przez tysiące lat budowała natura, dziś może zniknąć w zaledwie kilka dekad. Co żywo pokazuje nam jak gwałtownie i w niedalekim czasie lodowce mogą przestać istnieć.
Pomimo smutnej przyszłości, jaka czeka lodowce wskutek działalności człowieka, mam jedno głębokie pragnienie: aby jak najwięcej osób uświadomiło sobie, że zmiany klimatu to nie mit, nie teoria spiskowa – lecz realne zagrożenie, które dzieje się tu i teraz. Wierzę, że świadomość to pierwszy krok do zmiany. Im więcej z nas zacznie dostrzegać te procesy, tym większa szansa, że zareagujemy – zanim będzie za późno.
To temat ogromnej wagi, bo od niego zależy nasze istnienie na Ziemi. Nasze przyszłe podróże, przygody, relacje – wszystko to, co kochamy, może nie mieć już takiego samego miejsca, jeśli nie zadbamy o świat, który je umożliwia.
Czy potrafimy się jeszcze zatrzymać i usłyszeć ten szept Ziemi, zanim stanie się krzykiem?
Ciekawostka: Laguna była miejscem kręcenia filmów t.j: Zabójczy widok" i "Śmierć nadejdzie jutro" z serii o Jamesie Bondzie, a także "Lara Croft: Tomb Raider" ,"Batman: Początek" oraz "Interstellar".
Uważana za drugą, zaraz po Jökulsárlón najbardziej znana laguna lodowcowa Islandii.
Na południowym krańcu lodowca Vatnajökull, nieopodal drogi A1, skrywa się mniej znana, a przez to mniej uczęszczana przez turystów laguna - Fjallsárlón. To właśnie tutaj największy lodowiec Europy majestatycznie schodzi ku wodzie, karmiąc lagunę błękitnymi górami lodowymi, które powoli, niemal medytacyjnie, dryfują po jej powierzchni.
Zaledwie kilkadziesiąt kroków dzieli parking od piaszczystego wzniesienia, z którego rozpościera się widok zapierający dech w piersiach. Wystarczy moment, by ulec hipnotyzującemu pięknu tego miejsca - surowej, dziewiczej przyrody, która od wieków kształtowana jest przez potęgę lodu.
To wyjątkowa okazja, by z bliska doświadczyć majestatu islandzkiej zmarzliny i poczuć siłę natury, która rzeźbi każdy fragment tego dzikiego krajobrazu.
Fjallsárlón to także miejsce o ogromnym znaczeniu edukacyjnym. Tutaj, na własne oczy, możemy zobaczyć, jak zmiany klimatyczne wpływają na formacje lodowcowe i krajobraz. To właśnie dzięki takim podróżom podnosimy swoją wiedzę i świadomość na temat istnienia i skutków globalnego ocieplenia. Bo siedząc wygodnie na kanapie, łatwo jest mówić, że to mit - że zmiany klimatu to wymysł mediów. Ale gdy staje się twarzą w twarz z lodowcem, który cofa się z roku na rok... rozumiemy, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Dlatego zawsze zachęcam do doświadczenia tego na własne oczy. Podróże uczą nas więcej, niż tysiąc przeczytanych książek. Otwierają serce, budzą świadomość i uczą pokory wobec sił natury.
Laguny takie jak ta, są źródłem cennych informacji również dla badaczy i klimatologów. Pozwalają zrozumieć te delikatne ekosystemy, topnienie lodowców czy zmiany klimatyczne.
Mając odrobinę szczęścia, możemy spotkać tu dzikie zwierzęta - w tym foki wygrzewające się na kawałkach lodu oraz liczne ptaki, które upodobały sobie to miejsce na swoje siedliska. Fjallsárlón to prawdziwy raj dla miłośników przyrody i obserwatorów ptasiej fauny. Cisza, przestrzeń i dzika natura tworzą idealne warunki do kontemplacji życia w jego najbardziej pierwotnej formie.
Ciekawostka: Islandzki zespół KALEO nakręcił na tej lagunie jeden ze swoich najbardziej poruszających teledysków. Ich utwór "Save Yourself" w niezwykły sposób oddaje majestat i surowe piękno Fjallsárlón – to hołd złożony naturze, który zdecydowanie warto obejrzeć, najlepiej po wizycie w tym miejscu.
Link: KALEO- "Save Yourself"
Jęzor lodowcowy największej pokrywy lodowej Islandii - lodowca Vatnajökull.
Jadąc spod góry Lómagnúpur, zaczynamy dostrzegać ogromne połacie wiecznej zmarzliny. To tu wyrasta przed nami lodowcowy jęzor Skaftafellsjökull. Jest to jeden z wielu jęzorów rozciągających się od największego lodowca w Europie - Vatnajökull.
Skaftafellsjökull znajduje się w rozległym Parku Narodowym Vatnajökull, wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO ze względu na różnorodne krajobrazy, w tym lodowce, wulkany i rzeki lodowcowe.
Przenikające się krajobrazy tego miejsca tworzą unikalny pejzaż.
Surowe skały, na których szczytach spoczywa bielusieńka, gruba warstwa zmarzliny, otoczone są czarnym piaskiem i pyłem wulkanicznym. Gdzieniegdzie nieśmiało przebija się roślinność, jakby natura testowała granice życia w tak surowych warunkach. Wszystko to tworzy wrażenie, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Jakbyśmy spojrzeli wstecz i zobaczyli geologiczną historię zapisującą się przez miliony lat, aż po epokę lodowcową. To tutaj natura rzeźbiła krajobraz, który dziś mamy szansę podziwiać i doświadczać całą sobą.
Patrząc na to surowe piękno, czuję ogromną wdzięczność, że mogę być częścią tej historii. Że mogę widzieć, oddychać, zachwycać się. Takie miejsca przypominają mi, jak niewiele potrzeba, by poczuć prawdziwy sens istnienia.
Jeden z największych obszarów sandrowych na świecie.
Równina Skeiðarársandur to ogromne połacie sandrowego pustkowia. Przemierzając kolejne kilometry tego miejsca, widzimy na początku tylko rozległe, niemal niekończące się pola czarnego pyłu, ziemi wulkanicznej i ubitego czarnego piasku. Na nim, raz po raz pojawiają się tylko słupy linii energetycznych.
Nie spotykamy tu żadnych miejscowości, domostw czy nawet ludzi. Czarne ziemie kontrastujące z błękitnym niebem i ta wręcz nierealna pustka stwarzają nieziemski, a może nawet nieco mroczny klimat. Przez chwile wydawać by się mogło, że przenieśliśmy się na inną planetę.
Chwilę dalej, czarny klimat pustkowia zamienia się w przyjemniejszy, zielony obszar zastygłej lawy porośniętej mchem. Mięciutki mech o soczyście zielonej barwie kusi swoja okazałoscią. Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych i unikalnych elementów tego miejsca, nie tylko dla turystów ale także dla badaczy. Ma ono szczególne znaczenie dla ekologów, klimatologów i geologów. Badają w jaki sposób ekosystemy adaptują się w trudnych warunkach oraz jak zjawiska wpływają na życie na Ziemi.
Mimo surowości tego miejsca i subarktycznego klimatu, zamieszkują go zwierzęta takie jak ptaki, lisy polarne czy renifery.
Mając na uwadze unikalność i endemicznosć tego miejsca, pamiętajmy o poruszaniu sie tylko po wyznaczonych ścieżkach wśród pól mchu. Nie zrywajmy, nie kładźmy się na nim i po prostu dbajmy o to wyjątkowe miejsce, aby służyło jeszcze wiele wiele lat.
Zmierzajac dalej, w stronę Lodowca spotykamy sporej wielkości górę, niezwykle charakterystyczną kształtem. Jej nazwa to Lómagnúpur. To subglacjalny kopiec, który powstał w ciągu milionów lat. Fascynującym jest, że najwyższe warstwy tej góry mają około 1.5 miliona lat, a najniższe około 2.5 miliona! Coś niebywałego!
Stojąc u podnóża tej pradawnej góry sprzed milionów lat, czułam swoją małość i wielkość jednocześnie. Małość wobec czasu i historii, wielkość wobec możliwości bycia i doświadczania tego cudu. Stać i oddychać ciszą, której nie da sie wyrazić słowami.
POŁUDNIOWA I
POŁUDNIOWO-WSCHODNIA ISLANDIA
Dzień IV rozpoczęliśmy nieco później, w znanym już z pierwszej części Vik Campsite, położonym tuż przy wodach Atlantyku.
Zakończenie dnia planowane było w innym docelowym campingu. Jednak, jak już wspominałam Wam wcześniej - w podróży plany potrafią zmieniać się szybciej, niż moglibyśmy przypuszczać. I właśnie to jest w niej najpiękniejsze.
Tym razem los (albo intuicja) zaprowadził nas do Fossardalur Campsite - miejsca dość przypadkowego, na pierwszy rzut oka nieoczywistego, a nawet nieco trudno dostępnego. Jednak to właśnie tam, wśród fiordów i z widokiem na góry, odnaleźliśmy jedno z najbardziej urokliwych miejsc kempingowych całej wyprawy.
I co ciekawe - to właśnie tam czekała na nas najlepsza kempingowa kuchnia, jaką kiedykolwiek spotkaliśmy! Ciepła, ogrzewana, przestronna, z dużą dostępnością naczyń i wszystkiego, co może przydać się po dniu pełnym wrażeń. Było tam tak przytulnie, że... przez chwilę rozważaliśmy nocleg właśnie tam -między garnkami, zapachem herbaty i ciepłem drewnianych ścian. :)
Oczywiście, nie do wszystkich miejsc udało nam się dotrzeć. Mimo długich stosunkowo jeszcze dni, czasu i tak było za mało. Dlatego Hvalnes Nature Reserve Beach oraz Fauskasandur musieliśmy sobie odpuścić, żeby zdążyć się jeszcze rozlokować na campingu przy świetle dnia.
Plan na ten dzień był bardzo ambitny, gdyż planowaliśmy objazd całej tej części Islandii.
Odwiedzić mieliśmy:
⦁ Skeiðarársandur i kopiec Lómagnúpur
⦁ Skaftafellsjökull- jęzor lodowcowy lodowca Vatnojokull
⦁ Fjallsárlón Lagoon
⦁ Jökulsárlón Lagoon
⦁ Diamond Beach
⦁ Almannaskarð
⦁ Stokksnes beach
⦁ Vestrahorn - Viking Village
⦁ Hvalnes Nature Reserve Beach
⦁ Fauskasandur
Link: Fossardalur Campsite
Najpotężniejszy wodospad Europy.
Po opuszczeniu kanionu Stuðlagil, kierujemy się dalej na północ, w stronę rejonu Mývatn, przemierzając coraz bardziej dzikie i pustynne obszary Islandii. Mniej więcej w połowie drogi mamy dwie możliwości dotarcia do Dettifoss - jednego z najbardziej imponujących wodospadów w całej Europie.
Z głównej drogi A1 możemy odbić w utwardzoną drogę numer 862 lub w szutrową 864. Obie prowadzą do celu, ale oferują zupełnie inne doświadczenia.
My wybraliśmy drogę 862, której atutem są piękne panoramiczne widoki na rozległe wzgórza i surowy, niemal księżycowy krajobraz.
Z każdym kilometrem teren staje się coraz bardziej odludny. Żółto-brązowy piasek, drobne kamienie, odłamki zastygłej lawy i resztki zielonej trawy nieśmiało przebijają się z pustynnego tła. W oddali widać monumentalne góry, których kształt przypomina kratery wulkaniczne. A gdy zbliżamy się do celu, krajobraz staje się jeszcze bardziej dramatyczny. Czarny, utwardzony piasek, fragmenty lawy i rozrzucone głazy zapowiadają potęgę natury, która za chwilę ukaże się naszym oczom.
Docieramy do parkingu. Stąd czeka nas jeszcze około 1–2 km marszu przez kamienne pustkowie. Cisza, przenikliwy wiatr i coraz głośniejszy huk - to znak, że jesteśmy już blisko.
Z oddali słychać grzmiący dźwięk potężnej wody, przelewającej się przez kamieniste ramiona Dettifoss. Ogromne ilości lodowcowej wody spadają do kanionu z wysokości 45 metrów, a sam wodospad rozciąga się na około 100 metrów szerokości.
Zasilany przez rwącą, nieprzewidywalną rzekę Jökulsá á Fjöllum, która wypływa wprost z największego lodowca Europy Vatnajökull, Dettifoss to prawdziwa manifestacja siły natury. Wody tej rzeki zmierzają dalej na północ, aż w końcu wpadają do otwartego Morza Grenlandzkiego.
Ale żadne liczby nie oddają tego, co czuje się, stając naprzeciw tego żywiołu. Tę siłę trzeba poczuć. Poczuć ją w kościach, w piersi, w ziemi drżącej pod stopami. Objąć wzrokiem przestrzeń, która wydaje się zbyt wielka, by ją ogarnąć. I dopiero wtedy - naprawdę zrozumieć, z jak niezwykłym miejscem i siłą mamy do czynienia.
Ciekawostka: W 2011 roku wodospad służył za scenerię podczas kręcenia filmu Prometeusz w reżyserii Ridleya Scotta. Poniżej znajdziecie link do sceny:
Prometeusz- Wodospad Dettifoss
Wracając z Dettifoss odkryliśmy równie piękny wodospad Selfoss. Jego piękno możecie podziwiać na zdjęciach.
Z daleka już czujemy zapach zgniłego jajka, co świadczy o występowaniu ostrego zapachu siarki w tym miejscu. Ale niech Was zapach nie odstrasza, bo widoki są tu absolutnie oszałamiające. Z każdym krokiem po tej aktywnej, żywej ziemi miałam wrażenie, że trafiłam na inną planetę – może Marsa, a może jeszcze dalej...
Sceneria obezwładnia swoim nieziemskim pięknem. Kolory przenikają się i pulsują: od intensywnej czerwieni, przez ogniste pomarańcze, żółcie, zielenie, aż po błękity w odcieniach, których nie sposób opisać. Kratery jedne wielkie, inne mniejsze ledwo zauważalne, buchające gorącą parą kopce i bulgoczące błotka. A ponad tym wszystkim górują zbocza góry Námafjáll, przypominając nam, że stoimy na jednym z najbardziej aktywnych geotermalnie obszarów wyspy. Nie ma tu życia. Opary siarkowe i wysoka temperatura sprawiają, że nic nie ma prawa tu wyrosnąć.
W niektórych miejscach widzimy ostrzeżenia, by nie zbliżać się zbyt blisko. I naprawdę warto wziąć je sobie do serca. Temperatura gruntu może tu dochodzić nawet do 80°C, a przypadki poparzeń wśród turystów nie są wcale rzadkością. Wszystko to za sprawą aktywności geotermalnej pod nami. Zaledwie kilka kilometrów pod naszymi stopami znajduje się komora magmowa, która podgrzewa wody gruntowe.
To fascynujące i przerażające zarazem - uświadamia nam, jak żywa i aktywna jest ta ziemia. Islandia oddycha, pulsuje, wrze i pozwala nam zajrzeć w samo jej serce.
Obszar geotermalny Hverir to też energia, chaos, transformacja.
I ta ziemia - drżąca, gorąca, nieprzewidywalna. Przypomina nam, jak niewiele dzieli nas od sił, których nie rozumiemy.
To jedno z tych miejsc, gdzie człowiek staje się pokornym obserwatorem czegoś znacznie większego niż on sam.
Niektóre cuda natury potrzebują ciszy i czasu, by się ujawnić. Stuðlagil długo pozostawał ukryty, jakby czekał, aż ludzkość zwolni i nauczy się patrzeć uważniej.
Do niedawna, nikt nawet nie wiedział o tym cudzie natury. Odkrycie i sławę zawdzięcza obniżeniu się przepływu rzeki Jökulsá á Dal (Jökla) podczas powstania elektrowni wodnej Kárahnjúkar.
Na lata przed powstaniem elektrowni, Jökla była jedną z najbardziej obfitujących w osady rzek lodowcowych Islandii. Dzięki zmniejszeniu się przepływu wody, ogromne bazaltowe formacje ujrzały światło dzienne.
Kanion ma około 500 metrów długości, a jego ściany tworzą bazaltowe formacje o wysokości 20-30 metrów, które po obu stronach rzeki wyglądają niczym naturalna katedra.
To wyjątkowe dzieło geologiczne kształtowało się przez wieki w wyniku powolnego ochładzania i kurczenia się strumieni lawy wulkanicznej. Proces ten stworzył niemal idealnie uformowane bazaltowe kolumny, które dziś zdobią oba brzegi rzeki niczym dzieło sztuki natury. Sceneria tego miejsca staje się jeszcze bardziej niezwykła ze względu na kolor rzeki lodowcowej, która w zależności od pory roku, dnia czy światła przybiera turkusowe, niebieskie i mlecznozielone odcienie.
To prawdziwy spektakl natury. Żywy, zmienny i absolutnie warty zobaczenia.
Warto nadmienić, że najbardziej imponujący widok na bazaltowe kolumny Stuðlagil rozpościera się od wschodniej strony wzgórza oraz u samego podnóża kanionu. My jednak dotarliśmy od strony zachodniej, skąd choć widoki były nieco mniej spektakularne, nadal zachwycały swą unikalnością.
Stojąc na metalowym mostku, kilkadziesiąt metrów nad lodowcową rzeką i formacjami skalnymi pamiętającymi czasy zlodowacenia, czułam się maleńka wobec potęgi natury i czasu, którego nie jesteśmy w stanie objąć umysłem.
Ukryta perła doliny Jökuldalur.
W sercu doliny lodowcowej Jökuldalur, pomiędzy wschodnim Egilsstaðir a malowniczą Akureyri, znajduje się jedno z mniej znanych, a niezwykle pięknych miejsc - wodospad Rjúkandi. To dwunasty najwyższy wodospad w Islandii, mierzący aż 93 metry wysokości. Wodospad otoczony jest bujną, dziką roślinnością, która szczególnie w mokrej, mglistej aurze nabiera intensywnych, głębokich barw.
Choć leży tuż przy głównej drodze A1 i jest łatwo dostępny, wielu podróżników mija go nieświadomie, skupiając się na bardziej „instagramowych” punktach wyspy. I właśnie ta mniejsza popularność czyni go tak niezwykłym. Można tu stanąć w ciszy, z dala od zgiełku, i chłonąć piękno wodospadu przy kojącym dźwięku - siąpiącego deszczu i rytmicznego szumu wody, spadającej z niemal stu metrów w dół.
Sama Jökuldalur, czyli „lodowcowa dolina”, została wyrzeźbiona przez potężną rzekę Jökulsá á Brú, znaną również jako Jökla. Znana jest z rozbudowanych systemów rzecznych, kanionów, licznych wodospadów i nieujarzmionej, dzikiej przyrody.
Już sama droga do wodospadu Rjúkandi, jak i powrotna trasa, dostarcza niecodziennych wrażeń. Po obu stronach wyłaniają się mniejsze wodospady, spływające z wyżyn i wzgórz, jakby wyrastały prosto z mgły.
To wszystko tworzy niezwykle islandzki klimat - tajemniczy, surowy, a momentami niemal baśniowy. Trudno uwierzyć, że to nie scenografia do filmu fantasy, ale rzeczywistość, którą można dotknąć i przeżyć.
WSCHODNIA ISLANDIA
Piąty dzień naszej islandzkiej podróży przywitał nas mglistą, niemal filmową aurą. Gęsta, ciężka mgła spowijała wszystko, co napotykała na swojej drodze - drogi, góry, doliny i samotne gospodarstwa znikały w jej mlecznobiałym objęciu.
Tego dnia mieliśmy do pokonania całą wschodnią część Islandii. Odcinek niezwykle wymagający ze względu na surowe warunki pogodowe i trudną, górską trasę.
Arktyczne, lodowate powietrze, ośnieżone zbocza, śliska nawierzchnia oraz niemal zerowa widoczność - wszystko to kazało nam zachować maksymalną czujność. Paradoksalnie, to właśnie mgła była moim sprzymierzeńcem. Gdyby nie ona, widok na otchłań przepaści, skutecznie odebrałaby mi odwagę do dalszej jazdy.
Plan na ten dzień nie był szczególnie obfity w atrakcje turystyczne z przewodników. Ale to właśnie ta trasa - dzika, nieprzewidywalna, pełna zakrętów i zaskoczeń, stała się bohaterką dnia. To był dzień, w którym podróż sama w sobie stała się celem. I może właśnie takie dni pamięta się najmocniej - te, w których nic nie było oczywiste, a wszystko było prawdziwe.
⦁ Rjúkandi Waterfall i dolina lodowcowa Jökuldalur
⦁ Stuðlagil Canyon
⦁ Dettifoss – waterfall
⦁ Námafjall Hverir
⦁ Lake Mývatn
Tym razem nocowaliśmy nad samym brzegiem jeziora Mývatn, z którego rozpościerał się widok na 300- letnie pole lawy i taflę wody. Udogodnień nie było tu wiele, lecz podstawowe rzeczy z typu: gorący prysznic, toalety i woda były zapewnione. No a widok, zobaczcie sami...
Link: Mývatn Hlíð ferðaþjónusta
Każdy kolejny dzień spędzony na Islandii to jak spełnianie marzeń - tych schowanych gdzieś głęboko we mnie, które od dawna cicho wołały o to, by stać się rzeczywistością.
Kontrasty krajobrazów, kolorów i form. Od surowych klifów po delikatne mgły, tworzą pełen wachlarz emocji, które odkrywałam dzień po dniu tej niezwykłej wyprawy. Południowe i wschodnie, dzikie i surowe krajobrazy Islandii - których wcześniej nie miałam okazji zobaczyć, okazały się dla mnie prawdziwym rajem. Rajem dla ciała i duszy, które kochają kontakt z naturą, oddychanie nieskazitelnie czystym powietrzem i zanurzanie się w ciszy tak głębokiej, że pozwala usłyszeć to, co w nas najprawdziwsze.
To właśnie tam, pośród bezkresu, wiatru i przestrzeni stajemy się sobą. Tam dostrzegamy to, co najważniejsze. To, co proste, lecz pełne znaczenia. Uświadomiłam sobie, jak niewiele nam potrzeba do prawdziwego szczęścia.
Kontakt z dziką przyrodą. Oddech pełną piersią. Spokój. Zwolnienie tempa.
Dopiero wtedy zaczynamy czuć głębiej i odczuwać wdzięczność. Bez technologii, bez nadmiaru, bez presji posiadania. Dopiero wtedy zaczynamy dostrzegać całe piękno tego świata i to, że można żyć inaczej.
Tutaj wracamy do siebie, do korzeni - do tego, co naprawdę ma znaczenie. Do prostoty, której tak często nam brakuje w obecnym świecie.
Moi Drodzy Czytelnicy,
Głęboko wierzę, że udało mi się przekazać Wam choć namiastkę tego, co Islandia potrafi zaoferować - nie tylko oczom, ale i sercu. Mam nadzieję, że uchwycone kadry islandzkich krajobrazów przyniosły Wam chwilę zachwytu, refleksji i wrażliwości na piękno tego świata.
Ale to jeszcze nie koniec tej podróży! Przed Wami kolejne opowieści z ostatnich 3 dni na Islandii, w które z radością i sentymentem Was zabiorę!
Już wkrótce zapraszam Was na trzecią, ostatnią część islandzkiej opowieści, w której zabiorę Was w podróż po północnych i zachodnich zakątkach tej niezwykłej wyspy - pełnej dzikości, surowego piękna i zachwytów, które zostają na długo w sercu.
Bądźcie na bieżąco – zapowiedź już wkrótce na moim IG! 🔜🌟
Copyright © OVER THE HORIZON - | Wszelkie prawa zastrzeżone
Jako marka Over The Horizon, inspiruję ludzi do odkrywania świata i siebie.
Łącząc pasję do podróżowania z dążeniem do rozwoju osobistego, oferuję więcej niż tylko zwykłe doświadczenia turystyczne – tworzę przestrzeń do wzrostu, samopoznania i budowania życia pełnego spełnienia, w której podróże stają się katalizatorem zmiany i wdzięczności za każde nowe doświadczenie.
Moje treści inspirują do poszerzania horyzontów i pomagają ludziom odkrywać ich pełny potencjał.